Medytacja zamiast psychotropów?


Po moim pierwszym kryzysie wysnułem taki logiczny ciąg myślowy: "skoro choroba psychiczna objawia się w zmianie moich myśli, to kiedy nauczę się panować nad myślami to będę panował nad chorobą psychiczną i się od niej uwolnię". Z tym właśnie myśleniem wiązałem nadzieję, że Zen zastąpi mi psychotropy. Niestety to nie jest tak proste. To nie myśli chorują, ale mózg. Przez praktykę duchową, czy to medytację, czy też modlitwę nie dokona się tak głębokiej korekty chemicznej nierównowagi, która stoi u podstaw choroby psychicznej. Zarówno lekarze jak i duchowi przywódcy Zen podkreślali to na mojej drodze.

Zapraszam do obejrzenia nagrania:


Doceniasz to co robię?
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Poprzedni wpis - Terapia psychiatryczna

Komentarze

  1. Cześć :) Widzę że w poprzednim komentarzu to trafiłem z książką Suzuki ;)

    Oczywiście nie polecam zrezygnować z medykamentów przepisanych przez lekarza w czasie praktyki, ale zauważ proszę że na ten czas każdy dobry neurolog, neurochirurg czy psychiatra nie traktuje zagadnienia Neuroplastyki jak żart spod znaku New Age, także w przeciągu paru lat można zmiany neurologiczne cofnąć dość znacząco. Widzę po obejrzeniu tego filmu że masz doświadczenie w Satsangach lub innych odosobnieniach, byłeś, ok to dobrze, ale nie każda medytacja jest wskazana dla Ciebie, dlatego tak jak wcześniej napiszę - potrenuj przez tydzień dla przykładu znaną Tobie "uważność"- tylko tyle i aż tyle wystarczy tak naprawdę do "oświecenia" ( ale tu nie o to chodzi do końca, tylko o możliwość panowania nad myślami ), wiem jako osoba mająca ADHD że nie łatwo jest to osiągnąć i wymaga to więcej wysiłku niż wyciskanie sztangi ( w moim przypadku z początku aż całe ciało się spinało ). "Jaka moja myśl będzie następna" - i patrz bezkrytycznie, większość zdrowych polaków nie potrafi utrzymać uwagi dłużej niż parę sekund ;) Ważne żeby jak się odpłynie w myśli zaraz powrócić i ocknąć się i znowu - "jaka moja myśl będzie następna" i w kółko, spróbuj proszę dla Filipa przynajmniej przez dzień od rana do wieczora wykonywać to ćwiczenie - pomoże bez medytacji zagnieżdżających jak oddech 4 na 4 sekundy - co może zmieniać gwałtownie pracę Twojego mózgu i możesz po prostu łapać pseudo trans, tylko obserwuj :) jak zaplanujesz sobie jeden dzień na "uważność" to może dla ułatwienia porozklejaj karteczki w miejscach gdzie będziesz z treścią, która będzie przypominać Tobie o dniu ćwiczenia - "czy jestem teraz uważny ?" czy coś podobnego. Pamiętasz z fizyki dualność światła ? Takie też są myśli krążą w "kółko" na zasadzie pętli, tu dużo ludzi popełnia błąd niby robią sobie dzień "uważności" i myjąc naczynia są uważni każdego ruchu ręki, oddechu a potem cyk i wsysa ich wir myśli np. co mam zrobić pojutrze i nie powracają już do "jaka moja myśl będzie następna" a to błąd, ważne żeby zaakceptować to że się "odleciało" i znowu skupić się nie skupiając "patrzeć" na myśli, kolejne mini ćwiczenie - usiądź i mów do siebie w myśli nie wiem np. ala ma kota i powoli obcinaj wyrazy , ala ma kota, ala ma, ala - żebyś wyrobił w sobie "siłę" na zasadzie masz potok myśli rozgrywasz jakąś rozmowę w swojej głowie i nagle jesteś tego świadom i STOP ( mówisz w myślach ) i hyc nagle monologi znikają z głowy :) Wierz mi, że jako osobie z nadpobudliwością od dzieciaka było mi trudno nawet te "stop" zrobić, spinałem się jakbym ciężary podnosił taki wysiłek, ale to jak się okazuje kwestia praktyki. Następnym krokiem jest to co wiesz, czyli poczucie "JA" i świadomość przepływających myśli z jednoczesną uwagą "jaka moja myśl będzie następna" i poczuciem "to są moje myśli, które są wynikiem uwarunkowania, ale one są niematerialne a ja siedzę na kanapie, fizycznie jestem tutaj" - więcej na maila napiszę ;) pzdr.!

    OdpowiedzUsuń
  2. Skąd u Was taka odwaga? Mówić tak otwarcie o chorobie? Ja nawet rodzinie nie powiedziałam. Chorować jest już ciężko, a chorować i ukrywać - podwójnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz, że nie miałem jej od początku. Bloga zacząłem prowadzić po ponad 10 latach od pierwszego kryzysu, kiedy dojrzałem i zrozumiałem, że nie ma się tak na prawdę czego wstydzić. Obecnie mam pogląd, że wstydzić mógłbym się tylko wtedy, gdybym się nie leczył i przez to świadomie narażał siebie na ryzyko bycia w psychozie, a co ważniejsze innych na zmaganie się ze mną w tym okropnym stanie.
      "Wyjście z szafy" na pewno jest czymś trudnym. Mówienie prawdy ma swoje konsekwencje, ale nie mówienie ma zazwyczaj gorsze, w perspektywie długoterminowej. Też wszystko ma swój czas, i jak teraz wizja ujawniania się cie przeraża, to nie rób tego na siłę. Wiedz jednak, że cokolwiek się z Tobą stało nie przekreśla Cię w żaden sposób, a wsparcie z zewnątrz gdzieś na Ciebie czeka. Ja Cię wspieram!

      Usuń
  3. Dziękuję za odpowiedź i dodanie otuchy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie ma czegoś takiego jak choroby nieuleczalne, to tylko przedłużające się niedobory witamin i składników mineralnych. Wiem coś na ten temat, ponieważ 15 lat temu zrobiliśmy badanie włosów i wyszły spore niedobory minerałów oraz zatrucie metalami ciężkimi. Z początku jakoś się tym nie przejęłam, poza tym, że przez kwartał zgodnie z zaleceniami przyjmowaliśmy suplementy. Jednak, kiedy w 2007 r. okazało się, że cierpię na tzw. chorobę nieuleczalną, stopniowo zaczęłam wprowadzać zmiany w diecie oraz przyłożyłam się do suplementacji i w ok. 4 lata pokonałam tę niby nieuleczalną chorobę. Z kolei kilka lat temu moja córka zachorowała na chorobę podobną do Twojej. Oczywiście przez cały czas asekuracyjnie bierze te tzw. leki, jednak moje spostrzeżenia są takie, że kiedy bierze duże dawki odpowiednich witamin i minerałów to widać znaczną różnicę. Sęk w tym, że okresowo mieszka poza domem i wówczas nie przykłada się do suplementacj, więc kiedy wraca do domu (wakacje czy przerwy w nauce) i ją przypilnuję zaraz widzimy wycofywanie się choroby. Skąd wiem o jakie witaminy i minerały chodzi ? Jest taka książka Karen Sulivan "Witaminy i minerały", w której autorka w przystępny sposób opisuje objawy niedoborów poszczególnych składników odżywczych oraz wskazuje ich zastosowanie lecznicze. W związku z powszechnymi niedoborami oraz zatruciem środowiska rtęcią, aluminium, kadmem czy ołowiem i innymi metalami ciężkimi, organizm zaczyna je łatwiej kumulować. I tak jeśli brakuje nam krzemu, jak gąbka pochłaniamy aluminium, jeśli brakuje cynku, jesteśmy szczególnie podatni na kadm, z kolei przy braku żelaza i magnezu, jesteśmy bezbronni w obliczu ołowiu. Po prostu przyroda nie znosi próżni... Z tym, że jeżeli dostają się do ciała toksyny to zaczyna szwankować trawienie z tego powodu, że wadliwie budowane są nasze enzymy, jako, że zamiast odpowiednich makro i mikroelementów wbudowywane są w te enzymy, z konieczności, pierwiastki toksyczne. To z kolei powoduje, że nie do końca strawiony pokarm zaczyna uszkadzać jelita i substancje gnilne dostają się do krwi. Ta sytuacja potężnie uszkadza nasz system odpornościowy i rozwija się jakaś choroba. Jaka? Wszystko zależy od przemian mineralnych konkretnego organizmu oraz cech osobniczych.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja myślę, że jakikolwiek sens może to mieć, ponieważ całkowicie inaczej podchodzi się do życia. I czasem stosuje się nowe zasady. Polecam też czytać sobie informacje w tym temacie na stronie https://4seasonsbeauty.pl/jak-zyc-w-rytmie-slow/ , bo na pewno wiele wyniesiecie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz